Gdyby ktoś chciał poczytać coś nowego z moich rąk: http://ritorno-alla-vita.blogspot.com/

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Epilog...



Nie zdajesz sobie sprawy jak ulotne jest życie, jak szybko czas przemyka Ci przez ręce. Czasami zbyt szybko. Nie jesteś w stanie zrobić wszystkiego. Czasami dzieje się coś na przekór Tobie. Nie tak, jak chciałbyś, żeby było. Na nic Twoje plany, marzenia, założenia. W takich chwilach czujesz, że jest Ktoś, kto musi tym kierować. 
Miło powspominać. Nie zdajemy sobie sprawy, że błahostki sprawiają tyle radości. Przypominam sobie wszystkie dobre chwile, których było dużo. Pierwszy rower, pierwszy komputer, wymarzone studia, praca, Piotr, dom, ślub jak z bajki, medale z rozgrywek klubowych, jak i tych reprezentacyjnych, powrót Szampona do reprezentacji,  wygranie Ligi Światowej, pierwsza Wigilia w naszym domu, przyjaciele, nagrywanie piosenek razem z Shakirą, wspólne imprezowanie ze znajomymi, Sylwester u Wlazłych, nawet wspólne posiłki z Piotrem czy zwykłe oglądanie telewizji. Te rzeczy przywołują uśmiech na moje usta. Złe również nasuwają się na myśl. Wszystkie kłótnie z ojcem, Marcel, przegranie Ligi Mistrzów przez Skrę. Cóż z tego, że pracowałam w Resovii? Pamiętam, jak gnałam przez pół świata, aby tylko móc przyjechać do Łodzi i obejrzeć przyjaciół w akcji, przy okazji zasiadając w studiu Polsatu. Czasami negatywne wydarzenia mają pozytywne skutki. Dziwnie to zabrzmi, ale dzięki porażce na Igrzyskach Olimpijskich dowiedzieliśmy się, ilu prawdziwych kibiców ma reprezentacja; nauczyliśmy się, że nie zawsze faworyt zostaje faworytem do końca. Trudno wspomina się poronienie. Tuż przed finałami PlusLigi w 2012r. To wtedy znalazłam się w szpitalu. Nie przeszkodziło to jednak w zawarciu przez nas sakramentu małżeństwa 28.04. Przykro mi było także w czasie mojego pobytu w Turcji z siatkarkami w czasie turnieju kwalifikacyjnego do Igrzysk, a później w czasie zwolnienia wujka Alojzego z funkcji selekcjonera reprezentacji siatkarek.
Wspomnienie wypadku. To przez niego jestem tutaj, gdzie jestem. Nie, nie umarłam. Jeszcze. Wtedy może byłoby łatwiej mamie, Piotrowi. Nie męczyliby się tak przy moim szpitalnym łóżku. W jakim stanie się teraz znajduję? Moje ciało spoczywa spokojnie w rzeszowskim szpitalu. A dusza? Dusza wędruje. Najczęściej jest ona w niebie. Nie wiem, czym sobie na to zasłużyłam, ale tak właśnie jest. Patrzę stamtąd ta teraźniejszość i przyszłość. Teraźniejszość jest szara. Szczególnie moich bliskich. Mama na zmianę z Piotrem spędzają czas przy moim łóżku. Nowakowski zawiesił swoją karierę. Iwona z Krzysztofem często odwiedzają mnie w szpitalu. Inni przyjaciele również. Widzę także szczęście Weroniki i Grześka, którym przyjdzie na świat dziecinka. Jaka przyszłość się zapowiada? Będzie ciężko. Ale ciężka praca przynosi pozytywne efekty…
~^~
Siedział przy niej bardzo długo. Lekarze z politowanie patrzyli na jego podkrążone oczy. Zmieniała go teściowa. Jednak on chciał być jak najbliżej żony. Cały czas miał nadzieję, że jednak ona się nie podda i wybudzi ze śpiączki.
- Piotr, to nie ma już sensu. Może jednak posłuchamy lekarzy?
- Nie! Jak mama może tak mówić?! Przecież to mamy córka! Chciałaby mama, żeby kiedyś tak z mamą zrobić? Ona żyje. A każdy człowiek ma prawo do życia.
- Ale jeśli nie przeżyje tego? Po co ma się później męczyć ona, my? Wiem, że chciałbyś być z Pauliną jak najdłużej. Ale jeśli będzie taka potrzeba, to gdzie chciałbyś, żeby była pochowana?
- Mamo, jeśli mama ma tak zamiar mówić, to proszę, żeby mama wyszła i wróciła dopiero wtedy, jak odejdą od mamy takie myśli. Paulina żyje i dopóki będzie żyła, to o żadnych cmentarzach i pogrzebach nie chcę słyszeć.
Uniósł się, ale w słusznej sprawie. Wierzył, że jednak jego Paulina wróci do niego. Nie chciał nigdy, żeby spotkało ich takie nieszczęście. Po tym sezonie kończył mu się kontrakt z Resovią. Paulinie też. Chciał wyjechać gdzieś dalej. Do Włoch bądź Rosji. Żeby tylko podszkolić warsztat. Chciał zabrać żonę ze sobą. Teraz, zamiast pomagać przyjaciołom z rzeszowskiego zespołu w trudach Pucharu Polski, on czuwa przy łóżku Pauliny. Często zastanawiał się, jak połączyć ma wszystko ze sobą. Gdyby nie ten kierowca, który wyjechał na czerwonym świetle, gdy Burzyńska przechodziła przez pasy, nic by się nie stało. Nadal żyliby szczęśliwie. Paulina dalej pracowałaby jako fizjoterapeutka, chociaż była również menadżerem Resovii. Kto wie, być może nawet powiększyliby grono siatkarskich dzieci. Teraz Piotrowi pozostało tylko modlić się, aby jego ukochana żona wybudziła się…
~^~
Chciałabym wrócić. Do Piotra, mamy, przyjaciół. Co prawda, tutaj również mogę znaleźć pokrewne dusze. Spotkałam raz Arka, raz pana Wagnera.
- Dziecko, chciałabyś wrócić? – pyta Najwyższy.
- Tak.
- Wracaj na ziemię, dopóki nie jest za późno.
- Dziękuję…
Czuję, jak wracam z powrotem na ziemię. Miło poczuć ciepło własnego ciała, obecność Nowakowskiego.
~^~
Aparatura zaczęła niebezpiecznie zmieniać swoje parametry. Kilku lekarzy i tłum pielęgniarek przybiegło do sali Pauliny. Wyproszono Piotra, jednak po pół godzinie wyszedł ordynator i powiedział, zdaniem środkowego, magiczne słowa: „Pani Nowakowska odzyskała przytomność. Będą mogli państwo do niej wejść, ale proszę zachować spokój. Pacjentka jest bardzo słaba i nie wiemy, jakie są zmiany w mózgu.” Piotr razem z mamą Pauliny weszli do sali. Nie posiadali się z radości. Po szczegółowych badaniach okazało się, że jednak zmian w mózgu nie ma. Wystarczy tylko kilka tygodni przerwy od pracy…

Jak kończy się bajka Pauliny i Piotra? Szczęśliwie. Obydwoje dalej pracują. Siatkarz reprezentuje barwy narodowe i barwy Zenitu Kazań. A Burzyńska masuje Zenit Kazań. Gdzie jedno, tam i drugie. Dziecko? Dziecko będzie. Za 9 miesięcy, kilka tygodni po Mistrzostwach Świata, gdzie Mistrzowie Europy pokażą światu, kto jest najlepszą drużyną na świecie. Wystarczy tylko żyć i wierzyć, że spełnią się najskrytsze marzenia.



Tak, to koniec. Koniec Pauliny i Piotra. To nie miało się tak skończyć. Miało się tutaj pojawić jeszcze dużo, dużo więcej rozdziałów i przygód. Co mnie do tego skłoniło? Brak czasu, brak weny. Słabnąca ilość komentarzy. Pogarszająca się również jakoś tego, co pokazywało się wyżej. Jeśli ktoś chciał, żeby pojawiło się tutaj coś znacznie więcej, to przepraszam. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Czy będzie coś kiedyś jeszcze? Nie mogę potwierdzić, nie mogę zaprzeczyć. Powiem jedno, mam pomysł na dziewiętnastą historię. Mam również nadzieję, że dojdzie do jego realizacji. Tylko potrzebuję czasu. Czy będzie jakieś opowiadanie kolejne? Nie wiem. Być może zatęsknię za pisaniem. Chociaż nie wiem, czy wyjdzie Wam to na dobre ;)
Podsumowując, dziękuję wszystkim, którzy czytali. Tym, o których wiedziałam, i tym, którzy się ukrywali. Mam nadzieję, że chociaż teraz się ujawnią i pokażecie, ile Was tak naprawdę było. Chciałabym podziękować wszystkim razem i każdemu z osobna. Podziękowania indywidualne też będą.
Chciałabym podziękować Lilith za piękny szablon, który dla mnie zrobiła; Melody i Aś., dzięki którym zaczęła się moja przygoda z blogowym światem, bo to właśnie Ich opowiadania wpadły w moje ręce jako pierwsze; Kori, Eww, Little Witch, Wiki, Angel, Kristen, , Enchanted, Fasoli, Zakochanej Rozmarzonej, Pannie, Kruszi, Kajdi, Paulik i pozostałym bloggerkom, których linki do opowiadań można znaleźć w moich linkach, za wszystkie Wasze historie i spędzone razem chwile, także w prawdziwym życiu, większość z Was była, gdy Was potrzebowałam; wszystkim dziewczynom, które czytały, a nie pisały blogów; tym, które pozostały ‘ciche’ oraz Agacie, Weronice, Sylwii i Karolinie. Mam nadzieję, że nikogo nie pominęłam. A jeśli pominęłam, to przepraszam. Ciężko tak się pożegnać ze wszystkimi. Dlatego wszystkim Wam dziękuję i przepraszam. Mam nadzieję, że do zobaczenia, chociaż na historiach.
Proszę Was tylko o jedno. Chociaż tutaj pokażcie, ile Was tak naprawdę było. Zostawcie po sobie chociaż jeden znak, jedną literkę, bym mogła zobaczyć, że jednak komuś się to podobało.



niedziela, 9 grudnia 2012

41.



Piątek, 11 listopada. Całą grupą poszliśmy najpierw na obchody Dnia Niepodległości w Łukowie. Pogoda nas nie rozpieszczała. Padał deszcz i nie było zbyt ciepło. Na szczęście, pan prezydent się pospieszył i nie przeciągał. No szkoda, żeby siatkarze się jeszcze rozchorowali. Po uroczystości poszliśmy na lekki obiad. Trening i przygotowanie do meczu. W całym mieście słychać było trąbki i przyśpiewki. Zbieraliśmy z Olkiem sprzęt, gdy rozdzwonił się mój telefon.
- Słucham.
- Dzień dobry. Pani Paulina Burzyńska?
- Tak, to ja.
- Tutaj Aleksandra Kowalska z łukowskiej „Wspólnoty”. Czy po dzisiejszym meczu znalazłaby pani chwilę, żeby odpowiedzieć na kilka pytań? I czy nie wie pani, czy będzie dzisiaj również obecna może Weronika Wrona?
- Tak, znajdę chwilę. Weronika będzie. Coś przekazać?
- Jeśli mogłyby panie przyjść we dwie, to będę wdzięczna.
- Postaram się coś zrobić.
Wstrętna dziennikarka. A już chciałam mieć dzisiaj spokój. Na co ja liczyłam? Przecież to ja ściągnęłam siatkarzy w te strony. Sama stąd pochodzę. To jasne, że chcą rozmawiać. Z rozmyślań wyrwał mnie Bielecki, który przypomniał mi, że trzeba co nieco zanieść do autobusu.
~^~
Hala wypełniała się dość szybko. Widać zapotrzebowanie tutejszej społeczności na jakieś wydarzenia ogólnopolskie, szczególnie sportowe. Ogarnęłam wzrokiem wszystkich. Moje oczy zwróciły uwagę na znajomych, którzy zajęli pół sektora P. Trudno było ich nie zauważyć, bo mieli mały transparent z napisem „Bo Paulina jest nasza. I wszyscy siatkarze jej słuchają! :D” Dzięki, Radek. Wiedziałam, że ten zryty pomysł musi pochodzić z głowy brata mojej przyjaciółki. Weronika zresztą ma podobne odchyły. A właśnie, co u niej? Przeprowadziła się do Kosoka, biedaczek nie może z nami pojechać ze względu na kontuzję, pracuje jako sekretarka Iwony. A teraz siedzi razem z Kosą na trybunach. Pomachałam im.
Rozgrzewka chłopaków a pan Magiera rozgrzewa publiczność. Oferuje im kilka konkursów. Dużo osób bierze w nich udział. No tak, atrakcyjne nagrody. Andrea typuje do gry podstawowy skład.
Pierwszy set. Drugi. Wszystko idzie jak z płatka. W trzecim coś stanęło. Często jest tak, gdy prowadzisz już 2:0 ciężko postawić tą kropkę nad „i”. Następuje dziwne rozluźnienie, przestój. Trzeciego seta niestety przegrywamy. Czesi się postawili. Wygrali seta. Ponowna koncentracja następuje w czwartym secie. Teraz już wychodzi wszystko. Przed drugą przerwą techniczną coś dzieje się z Igłą. Z grymasem bólu schodzi z boiska i wchodzi Zator. Ja szybko znajduję się przy Krzysztofie. Libero mówi, że boli go pośladek. Na masaż musiał jednak poczekać do powrotu do hotelu. Wygraliśmy z Czechami w czterech setach. Łukowska publiczność jest pełna optymizmu. Spora część widzów zostaje na hali, chce autografów. Ja kierowałam się wtedy do sektora VIP. Przywitałam się z Weroniką i Grześkiem. Dziewczynę poinformowałam o dziennikarce. We dwie poszłyśmy w umówione z nią miejsce. Czekała.
- Dzień dobry. Nie mamy zbyt wiele czasu, więc prosimy o konkrety – powiedziała Weronika. Ja nie chciałam zabierać głosu.
- To zacznijmy od tego, pani Paulino, jak udało się pani przebić ze wsi pod Łukowem do Rzeszowa, do tamtejszej drużyny, i do reprezentacji Polski.
- Jak? Normalnie. Była oferta pracy, pojechałam na rozmowę i mnie przyjęli. W reprezentacji było trochę inaczej. Jeśli pamięta pani, to na początku mojej przygody z reprezentacją, pracowałam z Marcelem. On również pochodzi stąd. Udało się. Mieliśmy sporo szczęścia.
- No dobrze. Pani Paulino, nie często bywa pani tutaj. A mam jeszcze jedno nurtujące pytanie. Jak pani poznała pana Piotra?
- Razem pracujemy, więc musieliśmy się spotkać. Akurat tak się złożyło, że Piotr miał wtedy kontuzję i potrzebna była moja pomoc. Pomógł mi w remoncie mieszkania i tak to się zaczęło.
- Pani Weroniko. Pytanie do pani. Jak pani odnajduje się w siatkarskim świecie?
- Jak pani widzi całkiem nieźle. Mam dobrą pracę, przyjaciół, chłopaka. A że musiałam podszkolić się w regułach gry i wszystkich zawodnikach to już inna bajka.
- A proszę mi powiedzieć. Mają panie przyjaciółki w Hiszpanii. Wiemy, że spotykają się one z piłkarzami klubu z Barcelony. Jak im się wiedzie?
- To pytanie nie do nas, a do nich. To je należy o to pytać. Nie chcemy rozpowszechniać informacji, których one nie chciałyby, żeby przedostały się do mediów. Przepraszamy, ale musimy już iść – zakończyłam.
- Dziękuję.
Wstrętna dziennikarka. Z Weroniką poszłyśmy do sektora P. Ochrzniłam trochę Radka za ten transparent, jednak on niczego sobie w tym nie zrobił. Jedynie uśmiechnął się. W miejscach dla niepełnosprawnych zauważyłam mojego byłego nauczyciela wychowania fizycznego, pana Andrzeja. Staruszek poruszał się o wózku. Podeszłam do niego i przywitałam się. Z początku mnie nie poznał, jednak po chwili przypomniał sobie. Chwilę porozmawialiśmy i musiałam wracać do pracy. Posprzątałam sprzęt i już miałam wychodzić, gdy zaczepił mnie jakiś mały chłopczyk. Poprosił o zdjęcie ze swoją klasą. Dzieciaki ustawiły się i nauczycielka zrobiła nam zdjęcie. Podziękowali i w spokoju ruszyłam do autobusu…

Nie będzie dłuższe, przepraszam. Nie było mnie tu długo, przepraszam. Ale nie wyrabiam. Następny rozdział będzie dopiero w Święta, przepraszam.

Od jakiegoś tygodnia, może dwóch, można mnie znaleźć na fejsiku, o tutaj. 
A wracając do konkursu. Marcin Możdżonek wybrał moje zdjęcie do 50 szczęśliwców. Byłabym wdzięczna, gdybyście weszli i polubili zdjęcie. Mam nadzieję, że mnie jakoś wspomożecie. :)
Chwila retrospekcji. W środę byłam sobie w Łodzi, moim ukochanym mieście. Zakupiłam sobie dwie koszulki Skry. Prezent mikołajkowo-gwiazdkowy od babci. :) 
No, to tyle chciałam. Do Świąt. A właśnie. Skoro mnie tutaj nie będzie tyle czasu, to chciałam życzyć Wam smacznego karpia, pysznego kompotu, prezentów pod choinką, spełnienia marzeń, pomyślności w życiu, uczniom i studentom powodzenia w nauce, a tym już wykształconym powodzenia w pracy, atmosfery rodzinnej i ogólnie wesołych, śnieżnych Świąt :)
Arrivederci.