Gdyby ktoś chciał poczytać coś nowego z moich rąk: http://ritorno-alla-vita.blogspot.com/

sobota, 24 listopada 2012

40.



Życie jest przewrotne. Sprawia wrażenie kilku różnych materii. Jednego dnia jest dobrze. Mija doba i wszystko zmienia się o 100%. Każdy się zastanawia, dlaczego tak jest. Dlaczego mnie to spotyka. Mnie bądź moich znajomych. Nikt nie może być pewien jutra. Nie zdajemy sobie sprawy, jak szybko wszystko się zmienia. Jak w jednej sekundzie można otrzeć się o śmierć swoją czy bliskiej osoby.
Zmartwiłam się stanem Agaty. David mówił jak nakręcony. Chwilami zastanawiałam się, co dane słowo oznacza. Długo nie miałam styczności z hiszpańskim, więc trochę zapomniałam. Imprezę urodzinową przełożyliśmy ze względu na moje samopoczucie. Zajęłam się rozpakowywaniem rzeczy. Przy okazji przyszedł do mnie Olo. Dowiedziałam się, że nie ma gdzie rozegrać dwumeczu z Czechami. Po chwili namysłu przyszła mi do głowy niedawno otwarta hala w Łukowie. To byłaby świetna okazja. Dopiero jutro będzie spotkanie z prezesem, to może czegoś się dowiem.
Najpierw spotkanie sztabu z prezesem. Plan przygotowań. A także kwestia braku hali. Później doszli zawodnicy. Te same kwestie, oprócz hali, zostały poruszone. Wyszłam razem z prezesem i zaczęłam rozmawiać z nim na temat tej hali.
- Prezesie, o co chodzi z tym brakiem hali na sparingi?
- Mieliśmy grać w Legionowie, ale tam będzie rozgrywane jakieś spotkanie. Nie chcemy przesuwać terminu meczy, ale chyba będziemy zmuszeni.
- Prezesie, a może w Łukowie? Hala powinna być dostępna. Nawet mogę zadzwonić, bo stary znajomy jest kimś w zarządzie hali.
- Mogłabyś? Pamiętaj, że finanse nie grają roli. Ile miejsc ma ta hala?
- A nie wiem. Musiałabym porozmawiać z Konradem. Ale dzisiaj do niego zadzwonię, nawet za chwilę.
Tak jak obiecałam, tak zrobiłam. Konrad ucieszył się, że takie przedsięwzięcie będzie organizowane na łukowskiej hali. Okazało się, że zmieści się tam 3500 osób. Mirek od razu wziął telefon do Konrada. Zadzwonił również do sekretarki, poinformował ją o łukowskiej hali. Szybko ustalili szczegóły dotyczące godzin meczy, treningów i cen biletów. Jak później mogłam przeczytać na stronie PZPSu, spotkania miały być rozegrane 11-12 listopada. Ceny również w miarę przystępne. Prosto na spotkanie organizacyjne wpadł Winiar z Pawłem Zagumnym. Dlatego też nie mogłam zapoznać się z rozgrywającym i przywitać z przyjmującym. Kolejnym problemem były plecy Kurka. Jego wyjazd do Japonii stał pod wielkim znakiem zapytania. W czasie rozruchu panowie zostali poinformowani przez Huberta o miejscu rozgrywania sparingów. Mieli zastanowić się, ile będą potrzebować karnetów VIP dla rodzin. Kwestią ogarnięcia tego zostałam obarczona ja. Jeszcze gdybym była kimś w zarządzie. No cóż. Umówiłam się z nimi, że po kolacji będę tworzyła listę.
- O Paulina, cóż za dziewczyna, o Paulina, słodka niczym miód…
- Krzysiu? W domu wszyscy zdrowi?
- Tak, dziękuję – uśmiechnął się do mnie libero i poszedł do pokoju.
To nic, że lekko skorygował słowa piosenki. Największe zdziwienie zapanowało na twarzach nowych-starych. Chyba nie wiedzieli, jakie relacje panują w teraźniejszym zespole. A może nie tego się spodziewali?
Zadzwoniłam do znajomych, poinformować ich o meczach w Łukowie. Od razu zamówili sobie bilety na oba. Będzie okazja do spotkania się. Na liście znalazło się ponad 50 osób. Chłopcy w ten sposób chcieli pożegnać się z bliskimi przed wylotem do Japonii. Rozumiem ich. Ja będę miała Piotra przy sobie, oni zostawią żony, dziewczyny, dzieci daleko.
~^~
Większość zgrupowania spędziłam nad plecami Kurka. Dojechał do nas Mikuś, który w razie czego ma zastąpić Kurę. Przez ciągłe zabiegi przeszła mi do niego nienawiść, którą darzyłam go od poprzedniego zgrupowania. W pokoju jego i Nowakowskiego spędzałam większość swojego czasu. Wszystko, żeby tylko postawić Bartka na nogi. Piotrek mi pomagał. Również chciał, żeby przyjmujący poleciał z nami. No tak, wielka przyjaźń. Zbliżając się odrobinę do Kurka, nieświadomie oddalałam się od Bartmana. A może świadomie? Atakujący zaczął mnie irytować już na początku naszego pobytu w Spale. Zmienił się. Rola kapitana klubu ze Śląska namąciła mu w głowie. Zawsze był bucowaty, ale nigdy do tego stopnia.
~^~
Do Łukowa zajechaliśmy na dzień przed meczami. Żeby panowie mogli przystosować się do hali. Poszłam do Optimy na zakupy. Mieliśmy wolny czas pomiędzy treningami, więc w ten sposób chciałam go spożytkować. Kupiłam dzianinową, morską sukienkę. Spodobała mi się od samego początku. Z Łukowa do mamy miałam 15 minut drogi samochodem. Gorzej, że takowego pojazdu nie miałam. Na szczęście dworzec PKP był niedaleko, więc pojechałam tam pociągiem. Oczywiście Anastasi wiedział, gdzie wybywam. Chciał nawet jechać ze mną, ale Pit też nie jechał, więc trener tym bardziej. Weszłam do domu, gdy nikogo nie było. Mama z babcią zapewne urzędowały w letniaku. Trochę zmarzłam, więc zrobiłam sobie herbaty. Jakieś było zdziwienie mojej rodzicielki, gdy mnie zobaczyła. Jako powód wizyty podałam przywiezienie karnetów na mecze.
- Kochanie, nie musiałaś się specjalnie fatygować. Było zadzwonić a przyjechałabym po to sama. Chyba, że miałaś coś jeszcze do załatwienia.
- No tak. Chciałam pogadać z Dagmarą na temat wynajmu jej baru. Także, ja będę się zbierać. O której mam najbliższy pociąg do Łukowa?
- Ja cię odwiozę, jak już będziesz chciała jechać. Tylko powiedz. I tak muszę zakupy zrobić, bo zapraszam was w sobotę na obiad. Ciebie i mojego przyszłego zięcia.
- Dobrze mamo. Jeszcze zobaczymy, co trener na to. A właśnie, chciał ze mną jechać, nie wiem po co. Ja lecę do sąsiadów i zaraz wracam.
Umówiłam się z Dagmarą na temat soboty i wróciłam do domu. Po przyjeździe do hotelu od razu skierowałam się do pokoju zajmowanego przez Pita i Bartka. Tego drugiego nie było.
- Hej kochanie. Coś się działo, gdy mnie nie było?
- Nie, nie. Mieliśmy tylko spotkanie z kibicami w salonie Plusa, o którym dowiedzieliśmy się na pół godziny przed. A właśnie, mam dla ciebie telefon od sponsora. Trzymaj.
Wzięłam pudełko i poszliśmy we dwoje do pokoju mojego i Ola. Tak, Pit w końcu przekonał się do tego, żebym mieszkała z Bieleckim. Widziałam, że Czesi już przyjechali. Na korytarzu minęliśmy się z Lukasem. Uśmiechnął się do nas i poszedł do swojego pokoju.

Mam jakieś dziwne przestoje. Czyżby kryzys? Ale tylko tutaj. Nie, nie zawieszam. Następny rozdział powinien być w następny weekend :)
W środę Skra, w następną środę też Skra :) Żyć, nie umierać.

PS. Padły pytania, czy przez komentarze będę informowała. Tak, będę. Chociaż nie ukrywam, że przez gg byłoby łatwiej. Ale opcja komentarzy również jest dostępna ;)