Gdyby ktoś chciał poczytać coś nowego z moich rąk: http://ritorno-alla-vita.blogspot.com/

sobota, 24 listopada 2012

40.



Życie jest przewrotne. Sprawia wrażenie kilku różnych materii. Jednego dnia jest dobrze. Mija doba i wszystko zmienia się o 100%. Każdy się zastanawia, dlaczego tak jest. Dlaczego mnie to spotyka. Mnie bądź moich znajomych. Nikt nie może być pewien jutra. Nie zdajemy sobie sprawy, jak szybko wszystko się zmienia. Jak w jednej sekundzie można otrzeć się o śmierć swoją czy bliskiej osoby.
Zmartwiłam się stanem Agaty. David mówił jak nakręcony. Chwilami zastanawiałam się, co dane słowo oznacza. Długo nie miałam styczności z hiszpańskim, więc trochę zapomniałam. Imprezę urodzinową przełożyliśmy ze względu na moje samopoczucie. Zajęłam się rozpakowywaniem rzeczy. Przy okazji przyszedł do mnie Olo. Dowiedziałam się, że nie ma gdzie rozegrać dwumeczu z Czechami. Po chwili namysłu przyszła mi do głowy niedawno otwarta hala w Łukowie. To byłaby świetna okazja. Dopiero jutro będzie spotkanie z prezesem, to może czegoś się dowiem.
Najpierw spotkanie sztabu z prezesem. Plan przygotowań. A także kwestia braku hali. Później doszli zawodnicy. Te same kwestie, oprócz hali, zostały poruszone. Wyszłam razem z prezesem i zaczęłam rozmawiać z nim na temat tej hali.
- Prezesie, o co chodzi z tym brakiem hali na sparingi?
- Mieliśmy grać w Legionowie, ale tam będzie rozgrywane jakieś spotkanie. Nie chcemy przesuwać terminu meczy, ale chyba będziemy zmuszeni.
- Prezesie, a może w Łukowie? Hala powinna być dostępna. Nawet mogę zadzwonić, bo stary znajomy jest kimś w zarządzie hali.
- Mogłabyś? Pamiętaj, że finanse nie grają roli. Ile miejsc ma ta hala?
- A nie wiem. Musiałabym porozmawiać z Konradem. Ale dzisiaj do niego zadzwonię, nawet za chwilę.
Tak jak obiecałam, tak zrobiłam. Konrad ucieszył się, że takie przedsięwzięcie będzie organizowane na łukowskiej hali. Okazało się, że zmieści się tam 3500 osób. Mirek od razu wziął telefon do Konrada. Zadzwonił również do sekretarki, poinformował ją o łukowskiej hali. Szybko ustalili szczegóły dotyczące godzin meczy, treningów i cen biletów. Jak później mogłam przeczytać na stronie PZPSu, spotkania miały być rozegrane 11-12 listopada. Ceny również w miarę przystępne. Prosto na spotkanie organizacyjne wpadł Winiar z Pawłem Zagumnym. Dlatego też nie mogłam zapoznać się z rozgrywającym i przywitać z przyjmującym. Kolejnym problemem były plecy Kurka. Jego wyjazd do Japonii stał pod wielkim znakiem zapytania. W czasie rozruchu panowie zostali poinformowani przez Huberta o miejscu rozgrywania sparingów. Mieli zastanowić się, ile będą potrzebować karnetów VIP dla rodzin. Kwestią ogarnięcia tego zostałam obarczona ja. Jeszcze gdybym była kimś w zarządzie. No cóż. Umówiłam się z nimi, że po kolacji będę tworzyła listę.
- O Paulina, cóż za dziewczyna, o Paulina, słodka niczym miód…
- Krzysiu? W domu wszyscy zdrowi?
- Tak, dziękuję – uśmiechnął się do mnie libero i poszedł do pokoju.
To nic, że lekko skorygował słowa piosenki. Największe zdziwienie zapanowało na twarzach nowych-starych. Chyba nie wiedzieli, jakie relacje panują w teraźniejszym zespole. A może nie tego się spodziewali?
Zadzwoniłam do znajomych, poinformować ich o meczach w Łukowie. Od razu zamówili sobie bilety na oba. Będzie okazja do spotkania się. Na liście znalazło się ponad 50 osób. Chłopcy w ten sposób chcieli pożegnać się z bliskimi przed wylotem do Japonii. Rozumiem ich. Ja będę miała Piotra przy sobie, oni zostawią żony, dziewczyny, dzieci daleko.
~^~
Większość zgrupowania spędziłam nad plecami Kurka. Dojechał do nas Mikuś, który w razie czego ma zastąpić Kurę. Przez ciągłe zabiegi przeszła mi do niego nienawiść, którą darzyłam go od poprzedniego zgrupowania. W pokoju jego i Nowakowskiego spędzałam większość swojego czasu. Wszystko, żeby tylko postawić Bartka na nogi. Piotrek mi pomagał. Również chciał, żeby przyjmujący poleciał z nami. No tak, wielka przyjaźń. Zbliżając się odrobinę do Kurka, nieświadomie oddalałam się od Bartmana. A może świadomie? Atakujący zaczął mnie irytować już na początku naszego pobytu w Spale. Zmienił się. Rola kapitana klubu ze Śląska namąciła mu w głowie. Zawsze był bucowaty, ale nigdy do tego stopnia.
~^~
Do Łukowa zajechaliśmy na dzień przed meczami. Żeby panowie mogli przystosować się do hali. Poszłam do Optimy na zakupy. Mieliśmy wolny czas pomiędzy treningami, więc w ten sposób chciałam go spożytkować. Kupiłam dzianinową, morską sukienkę. Spodobała mi się od samego początku. Z Łukowa do mamy miałam 15 minut drogi samochodem. Gorzej, że takowego pojazdu nie miałam. Na szczęście dworzec PKP był niedaleko, więc pojechałam tam pociągiem. Oczywiście Anastasi wiedział, gdzie wybywam. Chciał nawet jechać ze mną, ale Pit też nie jechał, więc trener tym bardziej. Weszłam do domu, gdy nikogo nie było. Mama z babcią zapewne urzędowały w letniaku. Trochę zmarzłam, więc zrobiłam sobie herbaty. Jakieś było zdziwienie mojej rodzicielki, gdy mnie zobaczyła. Jako powód wizyty podałam przywiezienie karnetów na mecze.
- Kochanie, nie musiałaś się specjalnie fatygować. Było zadzwonić a przyjechałabym po to sama. Chyba, że miałaś coś jeszcze do załatwienia.
- No tak. Chciałam pogadać z Dagmarą na temat wynajmu jej baru. Także, ja będę się zbierać. O której mam najbliższy pociąg do Łukowa?
- Ja cię odwiozę, jak już będziesz chciała jechać. Tylko powiedz. I tak muszę zakupy zrobić, bo zapraszam was w sobotę na obiad. Ciebie i mojego przyszłego zięcia.
- Dobrze mamo. Jeszcze zobaczymy, co trener na to. A właśnie, chciał ze mną jechać, nie wiem po co. Ja lecę do sąsiadów i zaraz wracam.
Umówiłam się z Dagmarą na temat soboty i wróciłam do domu. Po przyjeździe do hotelu od razu skierowałam się do pokoju zajmowanego przez Pita i Bartka. Tego drugiego nie było.
- Hej kochanie. Coś się działo, gdy mnie nie było?
- Nie, nie. Mieliśmy tylko spotkanie z kibicami w salonie Plusa, o którym dowiedzieliśmy się na pół godziny przed. A właśnie, mam dla ciebie telefon od sponsora. Trzymaj.
Wzięłam pudełko i poszliśmy we dwoje do pokoju mojego i Ola. Tak, Pit w końcu przekonał się do tego, żebym mieszkała z Bieleckim. Widziałam, że Czesi już przyjechali. Na korytarzu minęliśmy się z Lukasem. Uśmiechnął się do nas i poszedł do swojego pokoju.

Mam jakieś dziwne przestoje. Czyżby kryzys? Ale tylko tutaj. Nie, nie zawieszam. Następny rozdział powinien być w następny weekend :)
W środę Skra, w następną środę też Skra :) Żyć, nie umierać.

PS. Padły pytania, czy przez komentarze będę informowała. Tak, będę. Chociaż nie ukrywam, że przez gg byłoby łatwiej. Ale opcja komentarzy również jest dostępna ;) 

niedziela, 18 listopada 2012

39.



- My wiemy, że szósty dopiero jutro, ale jutro będziesz w Spale i nie będzie tam nas. Także wszystkiego najlepszego – zaczęła Kaśka a wszyscy zawtórowali jej.
- Proszę bardzo. Taki mały upominek od nas wszystkich – ah ten białoruski akcent naszego kapitana.
Dostałam srebrną bransoletkę, na której przyczepione były charmsy. Zostawili również miejsce na inne. Dobrze, że przynieśli ze sobą coś do jedzenia, bo nie byliśmy z Piotrkiem przygotowani na imprezę. Pożywienie, które pozostało w lodówce, miało nam pomóc przetrwać tylko niedzielę. Panowie zajęli się robieniem miejsca w salonie, ustawianiem stołów, a my, żeńska część towarzystwa, poszłyśmy przygotować jedzenie. Jak się później okazało, zamówili również tort.
~^~
Po kolejnym odśpiewanym „Sto lat!” usiedliśmy do posiłku. Kurczak w wykonaniu Iwony, sałatki od Kasi i Natalii. I raj dla podniebienia. Zagraniczni gracze i ich rodziny, które są w Polsce, również zaśpiewali mi „Sto lat!” w swoich językach. Dawno nie byłam taka szczęśliwa. Dwóch reprezentantów Polski nie piło. Ktoś musiał nas zawieźć. Ale przecież dla nich to nic straconego, bo mogę przysiąc, że w Spale nie obejdzie się bez kolejnej imprezy. Także Piotrek i Igła nie mogą czuć się poszkodowani. Ten drugi wziął ze sobą aparat i robił nam zdjęcia. Ja ograniczyłam się do lampki wina. Nigdy nie lubiłam podróżować na kacu, mimo że czasami się tak zdarzyło.
- Paulina! Gdzie masz jakieś ciekawe płyty z piosenkami? – no tak, za długo to oni w miejscu nie mogli posiedzieć.
- Paul, poszukaj przy kinie domowym.
W ten sposób zaczęły się tańce. Wszystko poprzesuwaliśmy pod ściany i salon zrobił się bardzo przestronny. Dobraliśmy się w pary. W czasie wolnych piosenek kołysałam się w ramionach Pita. W czasie tych szybszych w innych. Dotarłam do Weroniki. Teraz pracowała jako sekretarka Iwony.
- Igła, cholera jasna! – żona libero zaczęła krzyczeć na niego. Nie bardzo wiedziałam o co chodziło.
- Słucham, kochanie.
- Chodź, przypomnę ci.
Wyszli do kuchni. Tam chwilę porozmawiali i Krzysiek wybiegł z mieszkania jak z procy.  Wrócił po 15 minutach z ogromną torbą.
- Paulina, tutaj coś jeszcze dla ciebie.
Wyjęłam zawartość i moim oczom ukazała się niewypełniona piłka. Później mnie uświadomili, że jest to pufa i do niej wsypać trzeba wypełnienie. Ucieszyłam się z takiego prezentu. Sama chciałam taką kupić.
Impreza zakończyła się po 1. Dziewczyny pomogły mi posprzątać. Brudne naczynia wrzuciłyśmy do zmywarki i pożegnałam się z nimi. Później poszłam pod prysznic. Nie byłam tam zbyt długo. Po wyjściu z łazienki poszłam z powrotem do kuchni. Zaczęłam wyciągać umyte naczynia. Poczułam czyjeś dłonie na biodrach. Nie chciałam odwracać się ani przestać wyciągać talerze. Piotr zaczął całować mnie po szyi. Wtedy mu uległam i odwróciłam się. Zachłannie wpiłam się w jego usta. Wszystko inne przestało się liczyć. Środkowy wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. A co tam się zdarzyło, niech pozostanie tajemnicą…
~^~
Czasami masz wrażenie, że ktoś specjalnie robi ci na złość. Podrzuca kłody pod nogi. Wszystko ci nie sprzyja. Masz ciągle pod wiatr. Chciałbyś coś zmienić, postawić się, ale nie potrafisz. Czujesz się bezsilny. Wiesz, że Ten na górze przygotował ci taki a nie inny los, z którym musisz kroczyć przez życie…
Jechała samochodem. Nie jechała szybko. Nie mogła. Nie chciała. Nie była odpowiedzialna tylko za siebie. Była odpowiedzialna również za tą małą istotkę pod jej sercem. Chciała zrobić niespodziankę mężowi. Nie wiedział, że ona się pojawi. Ma się pojawić. W samochodzie zaczęło się jej robić duszno. Chciała zjechać na bok, jednak nie zdążyła. Ktoś z tyłu uderzył w jej samochód, który stoczył się do rowu. Przyjechała karetka. Zabrała dziewczynę do szpitala. Powiadomiono jej męża, który zrezygnował z gry w meczu.
Kiedy dojechał do szpitala, trwały badania. Siedział na krzesełku i się modlił. O nią, o dziecko, o ich zdrowie. Nie wiedział, co się z nim dzieje. Automatycznie zadzwonił do Sylwii. Powiedział, że coś się stało Agacie i żeby przyjechała jak najszybciej. Chciał zadzwonić do jej rodziców, ale przypomniał sobie, że on nie zna polskiego a oni nawet angielskiego. Poczekał na dziewczynę. Wtedy ustalili, że dopiero nazajutrz zadzwonią do Polski, gdy będzie już wiadome, co z Agatą.
Na szpitalnych krzesełkach spędzili całą noc. Lekarz powiedział im wtedy, że dziewczyna ma tylko kilka krwiaków, wstrząśnienie mózgu a z dzieckiem wszystko w porządku. Piłkarz uspokoił się wtedy. Sylwia zadzwoniła do rodziców Agaty a David postanowił poinformować Paulinę. Doskonale wiedział, że dziewczyny były blisko. Uznał, że powinien…


Mały apel:
Napiszcie mi tutaj albo na gg, czy mam Was dalej informować. Jeśli tutaj, to zostawcie swoje gg. Będzie mi łatwiej, bo informuję dość dużą liczbę osób a nie widać tego w odzewie komentarzy...

No tak, mecz z LOTOSem można uznać za udany. Rozmowa z moją mamą na temat tego, że Kurek nie grał w meczu ze Skrą:
- Czemu Kurek nie grał w środę?
- Bo nie wyleczył się z kontuzji.
- Tak, tak. Nie chciał, żeby mu dupę skopali. Ale trzymajmy się wersji, że nie wyleczył kontuzji.
 Jak ja uwielbiam moją mamę! :D 
Dwa mecze Skry w ciągu tygodnia? O tak :) 

niedziela, 11 listopada 2012

38.



Od rana dała wyczuć się pewna atmosfera. Każdy chodził skoncentrowany. Liczył się tylko mecz z Rosjanami. Andrea już na kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem podał nam podstawowy skład, który rozpocznie spotkanie. To było dla tych chłopaków wyróżnienie, ale i obowiązek.
Na trybunach biało-czerwono. Wrzawa jak w Polsce. Brakuje tylko Magiery do prowadzenia. Wtedy byłoby tak, jak u nas. Kibice i bez Marka potrafili wspaniale się zorganizować. W czasie rozgrzewki zaczęli nas dopingować. Wśród fanów były także rodziny chłopaków i kilku polskich sportowców. Widziałam piłkarzy ręcznych, Zbyszka, starszych siatkarzy.
Pierwszy set dla nas. Po ciężkiej walce to my jesteśmy górą. Nasz skład się nie zmienił. Alekno również na boisku pozostawił tych samych graczy. Tym razem już nie byliśmy lepsi. Anastasi zmieniał skład. Za Ziomka wszedł Fabian, za Jarskiego – Grucha. Nie pomogło. Ulegliśmy sąsiadom ze Wschodu 18:25. Kolejne sety wygrała nasza drużyna z niewielką przewagą.
Po ostatnim gwizdku na boisko wleciało stado. Stado siatkarzy, trenerów, pozostałych członków sztabu. Wszyscy byliśmy w euforii. Po Memoriale Wagnera nikt nie był pozytywnie nastawiony do tej drużyny. Ale my pokazaliśmy, co potrafimy. Kibice śpiewali, krzyczeli. Cieszyli się z naszego sukcesu.
~^~
Ceremonia dekoracji. Jako jeden z najlepszych był Bartek. Trzeba chłopakowi przyznać, że świetnie dzisiaj zagrywał. To dzięki jego serwisom pokonaliśmy Rosjan. Po wszystkich oficjalnych uroczystościach wpakowaliśmy się do autobusu. „Śpiewający autobus” – tak powinien się teraz nazywać. Wyglądaliśmy niczym wypuszczeni z psychiatryka, ale radość o zwycięstwie robi swoje.
Po dotarciu do hotelu przebraliśmy się w bardziej oficjalne ciuchy niż dresy. Prezes Przedpełski zorganizował dla nas przyjęcie. Jakież było zdziwienie, gdy na stole pojawił się alkohol. Za polewanie wziął się kapitan. Ktoś musiał. Piotrek polał każdemu po kielonku i wznieśliśmy toast. Później kolejna i kolejna.
- Paulina, powiem ci, że pierwszy raz widzę, co to znaczy prawdziwy Polak pijący wódkę – zagadnął do mnie Anastasi.
- Oj, Andrea, Andrea. Jeszcze wiele przed tobą.
Impreza trwała do tej pory, aż ostatnia grupka nie wróciła do pokoju. Wszyscy trochę popili. Niektórzy nawet bardziej niż trochę…
~^~
Po powrocie w Polsce zorganizowano nam konferencję prasową. Grucha dosadnie powiedział dziennikarzom o ich wcześniejszym zachowaniu. I dobrze chłopak zrobił. Później wywiady pojedyncze. Wszystko skończyło się po 19, więc udaliśmy się do hoteli.
~^~
Koniec sezonu reprezentacyjnego = początek sezonu ligowego. Niecałe dwa tygodnie mieliśmy na przygotowanie do starcia z Indykoplem AZS Olsztyn. Początek sezonu, a dwie pierwsze kolejki, ułożyły się dla nas pozytywnie. Starcia z Olsztynem i Fartem nie były bardzo emocjonujące pomimo błędnych decyzji sędziów. W pierwszym meczu MVP został nasz nowy atakujący, Gyorgy Grozer. W drugim Aleh. W międzyczasie dowiedzieliśmy się, że Polska dostała „dziką kartę” do udziału w Pucharze Świata w Japonii. PlusLiga miała trwać do końca 7. kolejki. Później wszyscy mieliśmy dotrzeć do Spały. Ostatnim ligowym meczem przed przerwą, był mecz z Politechniką Warszawską. W sektorze A1 zobaczyłam znajome twarze. Jedną z nich była twarz Radzia mojego. Przyjechali z wycieczką z gimnazjum. Niedobrego mam brata, bo nawet się nie pochwalił. W czasie rozgrzewki zeszli na dół i stali przy bandach. Pit machnął ręką do Radka. Ja do niego podeszłam. W tym czasie zastąpił mnie Adam na chwilę. To nasz nowy fizjoterapeuta.
- Radek, masz przerypane.
- Czemu? – w tym momencie zrobił minę niewiniątka.
- Czemu? Za to, że nie napisałem chociażby głupiej wiadomości na fejsie, że będziesz.
- To muszę się zapowiadać, że będę na meczu?
- No nie, ale mogłabym ci załatwić lepsze miejsca. W sektorach na dole albo nawet dla VIP.
- Oj tam. Przeżyję i na górze. Dobra, leć, bo cię trener wzywa. Powodzenia dzisiaj i na Pucharze. Przywieź mi coś z Japonii.
- Już, pewnie – uśmiechnęłam się do niego i poszłam do trenera. Ten wysłał mnie do statystyków po komputer.
Pierwszy set nie poszedł po naszej myśli. Drugi już tak. Kolejnym, który wygraliśmy był czwarty i piąty. MVP ponownie został Grozer. Po treningach zauważyłam, że zżył się on z Igłą. Poprosiłam Andrzeja o to, czy mogłabym chwilę wyjść do brata z nim porozmawiać. Zgodził się. Wybiegłam szybko na korytarz. Złapałam Radka, gdy ubierał kurtkę.
- Co mam ci przywieźć z tej Japonii?
- Autograf Zaytseva i Travicy. A, i Savaniego możesz.
- Już pewnie. A tak na serio? Dobry wieczór, panie Andrzeju.
- No nie wiem, co już zechcesz, ale te autografy to byłby dobry biznes.
- Radek, do autobusu, bo wszyscy na już poszli. Dobry wieczór, Paulino. Co tam słychać?
- Praca, praca, praca. I zwiedzanie Polski i świata. Na brak zajęć nie mogę narzekać. Dodatkowo ostatnie prace wykończeniowe w domu, więc trochę się tego nazbierało.
- To ciekawie masz. Będzie można odwiedzić was tam w Spale? Kiedy wylatujecie?
- 14 listopada lecimy. Czy będzie? Myślę, że tak, ale to już trzeba byłoby z trenerem Anastasim ustalić. Jest dzisiaj, o ile mnie wzrok nie mylił i telefony od niego.
- To skontaktujemy się później, muszę już iść, bo czekają już pewnie. O, a ten czego tu jeszcze chce? – zaśmiałam się na to określenie na Radka.
- Paulina! Bo ja zapomniałem pojutrze masz urodziny. Wszystkiego najlepszego.
~^~
Do Rzeszowa zawitaliśmy w sobotę wieczorem, żeby się przepakować. Zapakowałam jedną walizeczkę z ubraniami prywatnymi, Piotrkowi to samo. Krzątałam się po mieszkaniu, sprawdzając, czy wszystko spakowane, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi i spora grupka ludzi ryknęła za nimi coś w stylu „Sto lat!”. Jednak nie bardzo przypominało to tą przyśpiewkę…


Gdzieś pomiędzy 16.11, 28.11 i 5.12 ... :)

niedziela, 4 listopada 2012

37.



Memoriał jak Memoriał. Nie każdy turniej można wygrywać. Nie każdy mecz musi należeć do tych z pozytywnym wynikiem. Nie każdy set będzie korzystny dla naszej drużyny. Po triumfie w Lidze Światowej większość kibiców myślała, że każdy turniej będzie dla Polski pozytywny. Że będziemy na podium. I wydawałoby się, że tak powinno być, skoro turniej organizowany był w Spodku. Prawdziwy kibic tej drużyny jest z nią zawsze. Niezależnie od wyniku. Teraz będzie myślał o Mistrzostwach Europy. To one będą zaprzątały im głowę.
Z Katowic wyjechaliśmy w nie najlepszych humorach. Panowie chcieli zapomnieć o tym turnieju. Skupić się na przygotowaniach do Mistrzostw. Aby tam zajść jak najdalej. Spróbować chociaż obronić tytuł sprzed dwóch lat. Nie będzie łatwo, ale szanse są.
~^~
Nasza grupa mecze rozgrywała w Pradze. Piękne miasto. W wolnych chwilach pomiędzy treningami czy późnymi wieczorami wybierałam się na praską Starówkę, gdzie było prześlicznie. Hotel mieliśmy niedaleko, więc to tylko sprzyjało zwiedzaniu. Ucieszyłam się, gdy dowiedziałam się, że Mariusz i Agnieszka razem ze znajomymi będą w Pradze. No tak, pełno Polaków się tu kręci nie tylko ze względu na siatkarzy, ale także ze względów turystycznych. Wiedziałam tylko, że będą na wszystkich meczach grupowych. Nie spotkałam się z nimi, bo nie wiedziałam, kiedy przyjadą.
Każdy dzień w Pradze wyglądał bardzo podobnie. Chłopcy ciężko trenowali, by później dobrze grać w czasie Mistrzostw. W czasie meczu Słowacja-Bułgaria na trybunach zobaczyłam siedzących kuzynów. Trudno było ich nie zauważyć, bo mieli flagę z napisem: „Tychy”. Stałam w wejściu dla zawodników, więc mogli mnie nie zauważyć. Pomachałam Agnieszce, gdy zauważyłam, że patrzy się mniej więcej w naszą stronę. Odmachała mi i pokazała Mariuszowi, gdzie jestem. W tie-break’u poszłam już do szatni, gdzie byli wszyscy. Trochę porozmawiałam z Olem. Nie było nikogo innego skłonnego do rozmowy. Każdy koncentrował się na swój sposób. Igła zapodał piosenkami z boombox’a. Nadszedł czas wyjścia na parkiet. Polscy kibice przywitali ich należycie, tak jak zawsze w Polsce.
Rozgrzewka. Prezentacja składów i szóstek. Pierwszy set nasz. Drugi również. W czasie tego meczu można było poczuć się jak na meczu w Polsce. Było gwarno i wszędzie słychać przyśpiewki kibiców. Pod koniec każdego z setów wybrzmiewały słowa „Pieśni o małym rycerzu”. Stało się to nieoficjalnym hymnem polskiej reprezentacji. Trzeci set, niestety, padł łupem Niemców. Czwarty ponownie należał do nas. Wygrana 3:1 napawa optymizmem. Szczególnie w pryzmacie dalszych spotkań. Po meczu Agnieszka z Mariuszem zeszli do band reklamowych a ja, po względnym uprzątnięciu sprzętu, mogłam do nich podejść.
- Hej, gratulujemy wygranej – przywitaliśmy się buziakiem w policzek.
- Dzięki, dzięki. Macie bilety na każdy mecz? Bo jak nie, to mówcie śmiało i, jeśli tylko macie wolne, to idę do Mirka i macie bilety na każdy mecz Polaków.
- Nie, nie. Nie trzeba. Mamy jeszcze na wszystkie mecze w Karlowych Warach. Mamy nadzieję, że tam będziecie mieć ćwierćfinały, bo, że wejdziecie, to podpowiada nam podświadomość.
- No spoko. Jak tam sobie chcecie. Piotrek! Piotrek! No przywitałbyś się z Agą i Mańkiem.
- Siema. Kotek, chyba musimy już lecieć. Do zobaczenia.
Ja pożegnałam się z rodziną buziakiem w policzek i podreptałam do szatni.
~^~
Następny dzień nie był już tak łaskawy. Wszystko zaczęło być pod górkę. Zaczynając od popsutej windy w hotelu, kłótni z Pitem, po przegraną z Bułgarami. Ale może od początku. Z Nowakowskim pokłóciłam się błahostkę. Znowu. Tym razem nie odpowiadało mu to, że mam pokój z Olem. A to nie moja wina, że w czasie, gdy Andrzej rezerwował hotele, w składzie był Rafał i nie wiadomo było na 100%, czy ja pojadę. I strasznie go to zdenerwowało. Czy to było przyczyną porażki? W jakimś stopniu na pewno. Tychy siedziały w tym samym miejscu, co na poprzednim meczu. Zauważyli, że coś jest nie tak. Po oczach? Być może.
~^~
Aby nie trafić na Rosjan w ewentualnym ćwierćfinale, Andrea powołał do gry całkiem inny skład niż zwykle. Wszyscy rezerwowi. Chciał również dać odpocząć podstawowym graczom, którzy w każdym czasie mogli wejść na boisko i pomóc kolegom. Tak się jednak nie stało i, zgodnie z planem AA, przegraliśmy ze Słowakami. Już wtedy wiadome było, że baraże będziemy rozgrywać w Karlowych Warach a drużyną przeciwną będą Czesi. Z nimi nigdy nic nie wiadomo, więc należy być przezornym. W czasie wolnym zadzwoniłam do rodziców ojca, żeby dowiedzieć się, gdzie mieszkają kuzyni. Wiedziałam, że w Austrii, w Wiedniu. Potrzebny był mi tylko numer telefonu do nich. Jak się okazało, planowali przyjść na mecz i poobserwować kuzynkę. Niekoniecznie mnie zaczepić. Taki już ich urok.
~^~
Wygrana z Czechami dała nam szansę grać w ćwierćfinale, gdzie ponownie trafiliśmy na Słowaków. Tym razem nasza drużyna pokazała swoje prawdziwe oblicze. Nie zostawiliśmy na nich suchej nitki i ograliśmy do 0. Z Włochami w półfinale nie wszystko poszło łatwo. Właściwie, nic nie przypominało formy z dnia poprzedniego. Zagrywka nie szła, blok stał w miejscu, Kuba nie mógł przedrzeć się przez włoską ścianę. Nie pomogły zmiany rozgrywających, atakujących. Trzeba było uznać wyższość Włochów i w meczu o 3. miejsce zmierzyć się z Rosjanami, którzy niespodziewanie przegrali z młodą drużyną Serbów.
 ____________________________________________
 Witam wszystkich na blogspocie. Onet wystarczająco napsuł mi humoru, dlatego też postanowiłam zawitać tutaj. Jak widzicie, szablon pozostał ten sam. Jest tylko jeden mały problem. Jeśli u kogoś jest "rozjechany" z tłem, piszcie w komentarzu i w którą stroną, a postaram się jakoś to zmienić. Jeszcze jedno. Przepraszam, że nie poinformowałam o pojawieniu się czternastej historii na onecie, ale, niestety, nie wiedziałam, kiedy się dodała i czy w ogóle się dodała. Teraz można przeczytać tą, jak i pozostałe na http://historie-siatkarskie.blogspot.com/ . No, to chyba już koniec ogłoszeń. A, zapomniałabym. Jeśli ktoś nie ma konta na blospocie, również może komentować. Wystarczy pod komentarzem wybrać opcję "Anonimowy". Tylko jakbyście się podpisywali tam, to byłoby mi bardzo miło. A więc, do następnego, który zostanie dodany przez starszą już o rok autorkę :D :* 
Nie lubię 6 listopada. To tego dnia uświadamiam sobie, jak dużo mojego życia już przeleciało i ile jeszcze przede mną :)