Gdyby ktoś chciał poczytać coś nowego z moich rąk: http://ritorno-alla-vita.blogspot.com/

niedziela, 9 grudnia 2012

41.



Piątek, 11 listopada. Całą grupą poszliśmy najpierw na obchody Dnia Niepodległości w Łukowie. Pogoda nas nie rozpieszczała. Padał deszcz i nie było zbyt ciepło. Na szczęście, pan prezydent się pospieszył i nie przeciągał. No szkoda, żeby siatkarze się jeszcze rozchorowali. Po uroczystości poszliśmy na lekki obiad. Trening i przygotowanie do meczu. W całym mieście słychać było trąbki i przyśpiewki. Zbieraliśmy z Olkiem sprzęt, gdy rozdzwonił się mój telefon.
- Słucham.
- Dzień dobry. Pani Paulina Burzyńska?
- Tak, to ja.
- Tutaj Aleksandra Kowalska z łukowskiej „Wspólnoty”. Czy po dzisiejszym meczu znalazłaby pani chwilę, żeby odpowiedzieć na kilka pytań? I czy nie wie pani, czy będzie dzisiaj również obecna może Weronika Wrona?
- Tak, znajdę chwilę. Weronika będzie. Coś przekazać?
- Jeśli mogłyby panie przyjść we dwie, to będę wdzięczna.
- Postaram się coś zrobić.
Wstrętna dziennikarka. A już chciałam mieć dzisiaj spokój. Na co ja liczyłam? Przecież to ja ściągnęłam siatkarzy w te strony. Sama stąd pochodzę. To jasne, że chcą rozmawiać. Z rozmyślań wyrwał mnie Bielecki, który przypomniał mi, że trzeba co nieco zanieść do autobusu.
~^~
Hala wypełniała się dość szybko. Widać zapotrzebowanie tutejszej społeczności na jakieś wydarzenia ogólnopolskie, szczególnie sportowe. Ogarnęłam wzrokiem wszystkich. Moje oczy zwróciły uwagę na znajomych, którzy zajęli pół sektora P. Trudno było ich nie zauważyć, bo mieli mały transparent z napisem „Bo Paulina jest nasza. I wszyscy siatkarze jej słuchają! :D” Dzięki, Radek. Wiedziałam, że ten zryty pomysł musi pochodzić z głowy brata mojej przyjaciółki. Weronika zresztą ma podobne odchyły. A właśnie, co u niej? Przeprowadziła się do Kosoka, biedaczek nie może z nami pojechać ze względu na kontuzję, pracuje jako sekretarka Iwony. A teraz siedzi razem z Kosą na trybunach. Pomachałam im.
Rozgrzewka chłopaków a pan Magiera rozgrzewa publiczność. Oferuje im kilka konkursów. Dużo osób bierze w nich udział. No tak, atrakcyjne nagrody. Andrea typuje do gry podstawowy skład.
Pierwszy set. Drugi. Wszystko idzie jak z płatka. W trzecim coś stanęło. Często jest tak, gdy prowadzisz już 2:0 ciężko postawić tą kropkę nad „i”. Następuje dziwne rozluźnienie, przestój. Trzeciego seta niestety przegrywamy. Czesi się postawili. Wygrali seta. Ponowna koncentracja następuje w czwartym secie. Teraz już wychodzi wszystko. Przed drugą przerwą techniczną coś dzieje się z Igłą. Z grymasem bólu schodzi z boiska i wchodzi Zator. Ja szybko znajduję się przy Krzysztofie. Libero mówi, że boli go pośladek. Na masaż musiał jednak poczekać do powrotu do hotelu. Wygraliśmy z Czechami w czterech setach. Łukowska publiczność jest pełna optymizmu. Spora część widzów zostaje na hali, chce autografów. Ja kierowałam się wtedy do sektora VIP. Przywitałam się z Weroniką i Grześkiem. Dziewczynę poinformowałam o dziennikarce. We dwie poszłyśmy w umówione z nią miejsce. Czekała.
- Dzień dobry. Nie mamy zbyt wiele czasu, więc prosimy o konkrety – powiedziała Weronika. Ja nie chciałam zabierać głosu.
- To zacznijmy od tego, pani Paulino, jak udało się pani przebić ze wsi pod Łukowem do Rzeszowa, do tamtejszej drużyny, i do reprezentacji Polski.
- Jak? Normalnie. Była oferta pracy, pojechałam na rozmowę i mnie przyjęli. W reprezentacji było trochę inaczej. Jeśli pamięta pani, to na początku mojej przygody z reprezentacją, pracowałam z Marcelem. On również pochodzi stąd. Udało się. Mieliśmy sporo szczęścia.
- No dobrze. Pani Paulino, nie często bywa pani tutaj. A mam jeszcze jedno nurtujące pytanie. Jak pani poznała pana Piotra?
- Razem pracujemy, więc musieliśmy się spotkać. Akurat tak się złożyło, że Piotr miał wtedy kontuzję i potrzebna była moja pomoc. Pomógł mi w remoncie mieszkania i tak to się zaczęło.
- Pani Weroniko. Pytanie do pani. Jak pani odnajduje się w siatkarskim świecie?
- Jak pani widzi całkiem nieźle. Mam dobrą pracę, przyjaciół, chłopaka. A że musiałam podszkolić się w regułach gry i wszystkich zawodnikach to już inna bajka.
- A proszę mi powiedzieć. Mają panie przyjaciółki w Hiszpanii. Wiemy, że spotykają się one z piłkarzami klubu z Barcelony. Jak im się wiedzie?
- To pytanie nie do nas, a do nich. To je należy o to pytać. Nie chcemy rozpowszechniać informacji, których one nie chciałyby, żeby przedostały się do mediów. Przepraszamy, ale musimy już iść – zakończyłam.
- Dziękuję.
Wstrętna dziennikarka. Z Weroniką poszłyśmy do sektora P. Ochrzniłam trochę Radka za ten transparent, jednak on niczego sobie w tym nie zrobił. Jedynie uśmiechnął się. W miejscach dla niepełnosprawnych zauważyłam mojego byłego nauczyciela wychowania fizycznego, pana Andrzeja. Staruszek poruszał się o wózku. Podeszłam do niego i przywitałam się. Z początku mnie nie poznał, jednak po chwili przypomniał sobie. Chwilę porozmawialiśmy i musiałam wracać do pracy. Posprzątałam sprzęt i już miałam wychodzić, gdy zaczepił mnie jakiś mały chłopczyk. Poprosił o zdjęcie ze swoją klasą. Dzieciaki ustawiły się i nauczycielka zrobiła nam zdjęcie. Podziękowali i w spokoju ruszyłam do autobusu…

Nie będzie dłuższe, przepraszam. Nie było mnie tu długo, przepraszam. Ale nie wyrabiam. Następny rozdział będzie dopiero w Święta, przepraszam.

Od jakiegoś tygodnia, może dwóch, można mnie znaleźć na fejsiku, o tutaj. 
A wracając do konkursu. Marcin Możdżonek wybrał moje zdjęcie do 50 szczęśliwców. Byłabym wdzięczna, gdybyście weszli i polubili zdjęcie. Mam nadzieję, że mnie jakoś wspomożecie. :)
Chwila retrospekcji. W środę byłam sobie w Łodzi, moim ukochanym mieście. Zakupiłam sobie dwie koszulki Skry. Prezent mikołajkowo-gwiazdkowy od babci. :) 
No, to tyle chciałam. Do Świąt. A właśnie. Skoro mnie tutaj nie będzie tyle czasu, to chciałam życzyć Wam smacznego karpia, pysznego kompotu, prezentów pod choinką, spełnienia marzeń, pomyślności w życiu, uczniom i studentom powodzenia w nauce, a tym już wykształconym powodzenia w pracy, atmosfery rodzinnej i ogólnie wesołych, śnieżnych Świąt :)
Arrivederci.